Egzystencja
Co wieczór to samo.
Mój otępiały umysł wybija rytm
Przemijającego bezlitośnie czasu.
Każda sekunda wżyna się we mnie
Lecz nie czuję już tego.
Będąc na granicy snu i jawy
Mogę przestać myśleć, rachować.
I tak mijają dni, tygodnie, miesiące –
Jednym zamknięciem powieki.
Każdego ranka, o wschodzie słońca,
Widzę watę łez na polach mijanych
przelotnie.
I co dzień przeżywam nowe tragedie,
I co godzinę proszę, aby ktoś to
zakończył,
I co minutę zastanawiam się, jaką to zrobi
różnicę.
Znękana brakiem najważniejszych dla mnie
serc
Uciekam w równoległy świat –
Najczęściej jak mogę.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.