kredo
czy ze mną znikną lasy
gdzie sześcioletnia dziewczynka
szukała lśniących grzybów
nie
choć pochodzą z nicości
(tak jak cała wszechmiłość)
i tak naprawdę ich nie ma
a babcia mnie usypiała
nie przestawaj szukać
aż dojdziesz do cząstek słowa
mniejszych od atomu
i zaczniesz odkrywać że one
nieustannie maleją
gdy ludzie widzą tylko
pulchniejący wszechświat
tato mój kroił grzyby
tak bardzo misternie
jakby je sam jezus pomnożył z rybami
ogień z kominka z whiskey
szedł w leniwe tany
oby się nauczyła pisać prawą ręką
bo ją zagnębią wyznawcy
trójgłowego boga
mama mówiła cicho
myślmy lateralnie
dlaczego panicznie boi się motyli
noc miękka jak ich dotyk
na pierwszą komunię
zamiast czarnej hostii
przyjmie do ust księżyc
Komentarze (48)
Sorry za literówki, to metafora, miało być, od
patrzenia.
Jak zwykle nietuzinkowa poezja,
ze wspomnieniami w tle, wygląda na osobistą, sądzę, z
pewnością poza sprawami ważnymi ogólnie ważne jest
dostrzeżenie jednostki, czasem ta jednostka ma pod
górkę, gdy pisze lewą ręką, wiem, że ot metafora,
nawiasem mówiąc kiedyś byłam mańkutem, później
przestawiłam się na pisanie prawą, ale wiele rzeczy
jeszcze robię lewą np. kroję chleb czy kiedyś nią
rysowałam, co do grzybów też je lubię, znacznie
bardziej do patrzenia na to jak inni kiszą kapustę.
Pozdrawiam serdecznie, jak zwykle z uznaniem.
Wiersz niesamowity i jak zawsze bardzo pierwsza półka.
Pozdrawiam Wando w zamyśleniu nad wersami....