matka...
Dzis jak i od wielu lat moge nazywac sie
matka.. po raz kolejny moje oczy narodzily
slony wytwor...
Moje policzki mogly cieszyc sie jego
konsystencja,usta poczuc smak goryczy i
nazwac sie miejscem wiecznego
spoczynku...
Wszystko upiete w jeden bukiet drogi
,uslany kolcami roz i zapiety przez
ciern..
Taka krotka droga a tyle w niej bolu i
cierpienia , smutku i leku... Tak malo
wystarczy tego płynu aby na jakis czas
ugasic w sobie nadzieje..
na duszy jakby latwiej ale w sercu wcale
nie.. Bol jest bolem a cala jego
scenografia sa poprostu
Łzy
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.