Mimo oporów
Nadzieja matką głupich. lecz każda matka kocha swoje dzieci...
Maleńkie dziecko w pokoju łzy roni,
Pełne zadrapań, włosy opadające, do
skroni.
Od niepamiętnych czasów od prawdy się
broni;
Lecz teraz jest za późno, nic go nie
uchroni.
Słodki nie był smak, kiedy gorycz gniewu
spadła:
Jaśniutka nadzieja z dnia na dzień
bladła.
Szara prawda wśród ścian brzmiąca odrobinę
światła skradła...
Zaprowadziła dziecka sny na życiowe
mokradła.
I chociaż ból był mocny, chociaż nikłe
szanse...
Mimo że,
W życiu zawsze czas nocny wygrywany przez
dysonanse.
Ono żyło, trwało w swym boju,
Mimo oporów...
„Mamo nie bij, nie karć, nie
krzycz.
Zniosę wszystko, aby świat był lepszy.
Proszę... Nie klnij, nie kradnij, nie
porzucaj,
Będę przy Tobie, ile tchu w mych
płucach.
Zrozum, przecież ja Cię kocham...
Co Ty widzisz w tych białych prochach..?
Proszę, oddam wszystko, co mam, za rzecz
jedną...
Bądź przez chwilę tylko dla mnie, tylko ze
mną.”
I chociaż ból był mocny, chociaż nikłe
szanse...
Mimo że,
W życiu zawsze czas nocny wygrywany przez
dysonanse.
Ono żyło, trwało w swym boju,
Mimo oporów...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.