niedosyt istnienia
nim wstanę jutro rano
na stadionie z mchu
nim wejdę na arenę
końca egzystencjalnego
zapłaczę przez moment
chwila urodzaju jakby
mieniąca blaskiem serpentyn
wena wzlatująca nad dachami
wzbija się w niebiosa i spada
nie ma błagających litości łez
mówię że jestem poetą
lecz wierszy nie piszę
widzę świat inaczej
w bólu i podnieceniu
czując niedosyt istnienia
autor


wątpiąca


Dodano: 2007-10-17 20:07:23
Ten wiersz przeczytano 435 razy
Oddanych głosów: 2
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.