Reduta schizofrenika (masakra)
Mgnienie świecy, masakra
Pociąg, to on Mój przyjaciel
On ma duszę, jak okręt
jak skrzypce
i szeroka równina
Znowu narodziny chwili istnienia w życiu
nie chwili trwania, lecz chwili czystego
istnienia
A jednak obręcze bólu i lęku trochę
popuściły
A może właśnie się zacisnęły,
a ja widzę już nie rzeczy
a ich istnienie, widokówki, migawki
Moje istnienie też nie jest już dla mnie
życiem,
a zjawieniem się krótkim ćmy lub motyla
na tle błyskawicy. Bez celu bez sensu.
Zabierzcie mi życie, a tą chwilę istnienia
zostawcie
ciało wbite na pal Oczy poszły się
wałęsać
Więc te przedmioty, ci zabójcy
wyrwali mnie z kontekstu i chcą
bym robił taniec, grę - ich szaloną grę
swym nie gotowym na nic opętanym nimi
umysłem w ciele wściekłego psa i glizdy
Przejęły mnie komputery, stada, noże,
kosiarki do trawy,
tłum śpieszący w metrze do pracy,
wyzwiska i odpowiedzi na nie
Ktoś włożył mi pistolet do ręki?
Co robić - przedmioty też pragną żyć
Czy to możliwe - jak symfonia z
miliardów
przebić się okrętu ma powstać -
a wszystkie te przebicia są w pustkę
od pewnego czasu
Symfonia epileptyka, który nie pamięta
wczoraj,
znów kac, znów mróz, znów brud
- Żyj dla piękna barbarzyńco -
woła nagą duszę wiatr,
a nosiciel ubrań i snów, czyli Ja
naprawdę nie wie jak znieczulić ciało
by gnać i gnać wypełniając
nieznaną ideę czasu przyszłego
Skoro już wszystko tak drży,
to zjawia się - to znika, to czekam
na zjawienie się dalekiej melodii
wieczności
tła dla tkaniny zaczerpniętej z wód
ognia
rozkładającego się porządku
podwaliny z poza czasu
Skoro już lampa stroboskopowa
widzenia filozofów i poetów miga
to zbierz się na odwagę, albo wybuchnij
i niech cię potem posprzątają
Obcość każdego przedmiotu
Przebicie w istnienie przemienia się
w trwanie bez powiązań,
w smar rozprowadzany przez prądy,
smar myśli i uczuć pozbawiony swego
wnętrza,
bo wnętrze wypatroszono na wierzch
jak wnętrzności zwierzęcia i szuka się
innego
Poszukiwany przewodnik i sieć i spokój
silna sieć szaleństwa i piękna,
bym nie wyrywał się już ze starego,
a wiódł nowe życie, które zabiłem
tą jedną butelką piwa - Bzdura!
Duszo prowadź! Ja przecież teraz już jestem
w Tobie
Chcę czarów Ideały Śnijcie mi się!?
W imię czego mam wstać,
napoić konia W imię czego kosić trawę
W imię czego zrobić masakrę
Bezimienny dreszcz przyrodzenia
Dzida Boga - założenia,
ale czym jest sen, Bóg?
Nie umiem udzielić odpowiedzi
wewnątrz mej głowy
Cóż to za fuzja, jaki "nad"
Odnawiać ideały zdrowia, obowiązku i
wyrzeczeń -
nie, to już dzięki Bogu niemożliwe
Chyba stanę się z czasem rośliną
Komentarze (2)
bardzo dobry wiersz...pozdrawiam
to jak czekanie na Godota Rozmyślania na tle wydarzeń
gdy włączenie w bieg wymaga decyzji i tylko pragnień
wiersz dobry Podziwiam Pozdrowienia