Samotność o 6-tej rano...
Jest już późno przed północą
Jasne gwiazdy niebo złocą
Księżyc dzisiaj zaspał chyba
I tak nieraz w życiu bywa
Siedzę sama w czterech ścianach
Piję trzeci łyk szampana
I w kieliszku topię żale
By nie myśleć o nich wcale
W znoszę toast do człowieka
Co na zdjęciu się uśmiecha
I jedynie w wyobraźni
Daję upust swej fantazji
Wtedy czuję jego dłonie
Jak na moje kładzie skronie
I jak szepcze mi do ucha
Że mnie tylko jedną kocha
W jego oczach me odbicie
Czuję jak całuje skrycie
I nie wstydzę się nagości
Kiedy uczy mnie miłości
I nie pragnę cudów świata
Gdy swe ręce z mymi splata
I nie żądam już nic więcej
Kiedy słyszę jego serce
Kiedy czuję chłód oddechu
Kiedy słyszę echo śmiechu
Lecz zegary tak jak co dzień
Czas mi kradną niczym złodziej
Zabierają cenne chwile
W których serce mocniej bije
Przerywają me marzenie
Zabierają twe istnienie
I pozostawiają samą
Jak co dzień o 6-tej rano.
Komentarze (1)
Wspaniały wiersz,pozdrawiam