Skończona liczba oddechów
Twórczyni moich kości,
zbliża się rozłąka;
miedziane rzeki krzepną
w coraz dzikszych korytach;
stygną płócienne dłonie,
odganiające sine muchy.
Ty, której na imię pierwsza,
poddałaś się szorstkim powiewom,
pchającym na krawędź;
tam drżysz, tam czekasz
na sekundę bez zmiennika.
Magu, budzący świadomości, patrz,
dopina się dla ciebie most zwodzony;
wypełnia się proroctwo
twojej cichej śmiertelności.
Moje serce rozkwitło pod twoim;
pod moim twoje rozbłyśnie,
gdy przyjdzie walczyć samotnie.
Komentarze (10)
Wzruszający, niezwykły wiersz, też myślę jak Ania,
pozdrawiam ciepło Autora.
Witaj,:)
Wzrusza wydźwięk wiersza.
Pozdrawiam.:)
Ja też jak Anna.
Odbieram tak jak Anna. Pozdrawiam autora:)
Ineresująca melancholia...
pozdrawiam :)
Za borth-em...
Pozdrawiam serdecznie
Znakomity Wiersz; niesamowita puenta...
Pozdrawiam.
Odbieram podobnie jak anna.
Przepiękny wiersz.
Pozdrawiam serdecznie :)
odbieram to jako pożegnalny wiersz dla mamy.
Świetny klimat... Gustuję właśnie w takich :)