Śmierć
Bo byłaś ze mną...
Jak kamień spadam w otchłań
Nierzeczywistości
Czerń otacza mnie, bo w czerni spoglądam na
świat
Szarość
Taka piękna zdawała się, gdy widzieć mogłem
ja
Teraz tylko czerń wzrokiem ślepym
Wodzi mną wciąż
Dotyk jej chłodny czuje na twarzy
A pamiętam to ciepło
Które tak rozpalało
Nauczyłem się czekać na szarość, która
powróci
Wiem, ze teraz mogę rade sobie dać
Przyjdą gorące barwy
Rozpala mnie znów
Poczuje ciepły oddech
Poczuje aksamitny pełen miłości
dotyk…
Przez chwilę…
Potem przyjdzie Ona
Szarość
Otuli mnie płaszczem lepkim, apatycznym
krzykiem
Zabierze mi wszystko
A potem przyjdzie siostra jej
I ukradnie mi wszystko, co tylko mam
Wspomnienia, ciepło i miłość
Spadnę znów i pochwyci mnie Szarość
Tylko kiedy przestanie mnie chwytać?
Upadnę wtedy i Ona, Ukochana
Odejdzie
Już teraz na zawsze
Ja zostanę na wieki na dnie otchłani,
pośród czerni
Pokocham ją i tam umrę
Szczęśliwy, bo taki być muszę
Lecz odeszłaś na zawsze...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.