Sukces...
Za kuloodporna, zaroodporna,stukilometrowa
szyba-
spokojnie stoi sukces...
Bezpieczny-kuszaco oslepia fosforyzujacymi
slepiami,
szczerzy zeby w obiecujacym usmiechu...
Jest piekny;ma stroj zapierajacy dech...
wyzwalajacy zazdrosc,
ma mozg-przescigajacy szybkoscia myslenia
kazda glowe,
a cera jego-szafirowa-jak niebo w pogodny
dzien.
Musze go miec! Musze dojsc! Roztrzaskac!
Zdobyc!
Upic sie z nim choc raz...
Na jedna chwile z nim pobyc!
Nie spie-za glosno mysli krzycza,
biegne, pracuje,wyrzekam sie wszystkiego
-byle blizej niego!
Trenuje, kazda komorke ciala zmuszam do
dzialania.
To hazard;chciec-miec.
Lokciami przepycham sie przez tor
przeszkod,
choc innych to boli-ja nic nie czuje,
most dojscia buduje, miec go sobie
obiecuje!
Jeszcze troche;ponad siebie,ponad wole
,ponad sily...
I wreszcie-mam go!
Wpijam sie mocno w jego szafirowe
cialo...
To malo!Podnosze,pokazuje wszystkim...
-podziwiaja,krzycza,doceniaja...
Stoje na podium i okiem zwyciezcy
dostrzegam stukilometrowa szybe-
pekla- jak banka mydlana...
Teraz-odpoczne ze swiadomoscia
przerosniecia siebie...
Sukces daruje mi sen...
wtapia sie we mnie,
jest cieply, czuly i dobry
i taki szczodry,
taki pogodny,
taki lagodny,
jak szum malutkiej fali
w rozsloneczniony dzien...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.