Szlak
Pogoda tego dnia była wyjątkowo paskudna.
Konduktor gwizdnął przeraźliwie,
dając sygnał odjazdu maszyniście i gdyby
nie jego podzielność uwagi, doszłoby
niechybnie do nieszczęścia.
Spóźniony pasażer, a właściwie pasażerka, w
tej samej chwili wskakiwała na stopnie
wagonu.
- Co pani wyprawia - krzyknął poirytowany
kierownik pociągu.
Zdeprymowana kobieta nie odpowiedziała,
ścisnęła tylko mocniej uchwyt swojej
małej walizeczki i zniknęła wśród
podróżnych.
Pociąg powoli nabierał rozpędu, rytmiczny
stukot kół i stłumiony szum dobiegający zza
okien, zapraszał do drzemki.
Kobieta siedząc w przedziale zdawała się
być nieobecną. Wsiadła do tego pociągu
zupełnie bezwiednie, czy żałowała tego
teraz – nie myślała o tym.
Gdy była młoda, nie rozumiała skąd
uporczywa myśl, o podróży donikąd, tak
często zaprzątała jej umysł.
- Dzień dobry, cóż to za kaskaderskie
wyczyny, życie pani zbrzydło? – spytał
konduktor.
Kobieta, nie słysząc pytania, wpatrywała
się tylko ze zdziwieniem w błyszczące
guziki munduru.
- Czy wszystko w porządku? Bilet
poproszę.
- Nie mam – odpowiedziała zgodnie z
prawdą.
- Jak to... dokąd pani chce jechać? -
spytał zaskoczony jej odpowiedzią.
- Proszę pana, nie wiem i nie wiem, czy w
ogóle chcę gdziekolwiek jechać. Jeśli mam
być szczera, to czuję się uprowadzona przez
tego żelaznego rumaka.
Konduktor w pierwszej chwili chciał jej
przywalić raportówką, ale uświadomił sobie,
że znajdujący się w niej kasownik i
latarka, mogą jej zwyczajnie rozwalić łeb.
Powstrzymał się. Uznawał zasadę, że co się
odwlecze, to ciut obciecze.
- Muszę panią na chwilę przeprosić... idę
się odlać – dodał bezceremonialnie.
Popatrzyła na niego z politowaniem i w tym
samym momencie zrozumiała swój błąd.
Poczuła tak silne parcie na pęcherz, że
wypadła z przedziału bez słowa i pognała do
WC.
Drzwi były wąskie, ich dwoje. Sytuacja się
komplikowała.
Kanar okazał się jednak dżentelmenem z
urodzenia, otworzył kobiecie drzwi i rzucił
zdawkowe:
- Lej proszę – sam wyszedł na pomost.
Spotkali się za kilka chwil, oboje
uśmiechnięci, może trochę ironicznie, ale i
zawadiacko zarazem.
- Ładnie ci w tym mundurze – zagadnęła.
- Wiesz, służba... nie to co dzisiejsza
młodzież. Oni pracują. Ale, ale powiedz mi
kobieto, dokąd zmierzasz z tą walizeczką? -
tu się zmitygował dodając
– no tak, nie wiesz... żartowałaś?
- Nie, nie żartowałam – odpowiedziała
półgłosem.
Głośny pisk hamulców przerwał im
konwersację. Zbliżali się do stacji.
Konduktor zasalutował i odszedł.
Lekkie szarpnięcie uświadomiło pasażerom,
że pociąg ruszył ponownie. Kobieta
otworzyła walizeczkę...
- Mam dla ciebie propozycję
podróżniczko.
- Tak, a jaką panie konduktorze? - spytała
z uśmiechem na ustach, zamykając dyskretnie
swój sakwojaż. Była trochę zaskoczona jego
szybkim powrotem, ale jednocześnie
oczekiwała go z niecierpliwością, taki
niewinny dualizm.
- Otóż moja droga - kontynuował – jak
zapewne wiesz, nie wiesz dokąd jedziesz,
czy tak?
- No niby tak – stwierdzenie konduktora
zaniepokoiło ją.
- Więc tak, ty wysiądziesz na najbliższej
stacji, a ja na następnej i tam się
spotkamy, tylko nie zapomnij wziąć
walizeczki.
- Że co? Że niby mam cały ten odcinek
pomiędzy stacjami dymać per pedes? - krew
jej się zaczęła burzyć.
- Wyluzuj kobieto – szepnął jej do ucha.
To ją uspokoiło.
Po chwili zastanowienia, jednak -
spytała:
- Ty, ale po co w ogóle mamy wysiadać,
skoro wokół same pustkowie - ciekawość
brała górę.
- Nie interesuj się, coś nagle taka
pragmatyczna?
Pociąg pędził jak szalony. Kierownik
pociągu, wyskoczył podczas jazdy ponosząc
śmierć na miejscu. Roztrzaskał się o słup
semafora, a cała obsługa Warsu zatruła się
śmiertelnie przekąską przygotowaną dla
podróżnych. Maszynista, w pośpiechu
przeszukiwał wszystkie schowki, gdzieś miał
dmuchany ponton, ale gdy uświadomił sobie,
że pociąg to nie statek, więc ponton jest
избыточный, popadł w czarną rozpacz.
Zapanował kompletny chaos.
Tylko tych dwoje, pochłonięci sobą,
konwersowało dalej.
- Jak masz na imię konduktorze łaskawy –
zaszczebiotała.
- Nie truj – skwitował.
Co innego miał teraz na głowie. Kierownika
wyrzucił on, obsługę Warsu wytruł jak
szczury. Co do maszynisty i tak nie miał
szans (podziurawił mu ponton).
Zastanawiał się teraz nad teleportacją.
Wiedział, że musi zabrać ze sobą kobietę z
walizeczką. Bardzo się zbliżyli.
- Pytasz, jak mam na imię... lepiej daj mi
swoją walizeczkę. Szybko!
- Nie, nie dam.
- Daj mówię!
Wyrwał ją brutalnie z jej objęć.
- Po co ci ona, jest przecież pusta -
wyjąkała.
Strzeliły zamki, walizeczka - była pusta,
lecz, gdy oderwał welurową wyściółkę,
dostrzegł złożoną karteczkę z napisem
- Source Code.
excudit
lonsdaleit
16:16 Czwartek, 29 września 2016 - ...
Komentarze (17)
falstart
7 sekund zabrakło do 3 szesnastek godziny dodania
4 jest w roku
daję15 głos więc może i wkrótce nowa 16 będzie
:))
Staż..jakieś braki w języku polskim u ciebie, proszę
nie wprowadzać autora w błąd.
Za wyobraźnię autora z przyjemnością zostawiam punkt.
re: mariat, al-bo - przyznaję Paniom rację.
fun...tastyczne!:)
doszloby - lacznie, mz,
od czasownika osobowego, rodzaju nijakiego,
od nieosobowego, jak warto, mozna itp. - rozdzielnie,
pozdrawiam:)
Autorze - miałeś poprawnie "doszło by". Cząstkę "by"
piszemy rozdzielnie z wyrazami pełniącymi w zdaniu
funkcję czasownika: warto by, trzeba by, a więc
również ... doszło by.
Świetnie z przejęciem i napięciem się czyta. Budzi
pewne skojarzenia.
no nie może być, dlaczego już koniec... :)
O szlag!
O masz! ;))) Ciekawe co wymyślisz ;)
;))
1 listopada, mam się spotkać z kapitanem Colterem
Stevens'em...
więc...
;)))
No szlag - rozwinąłeś napięcie dramatyczne i
zakończyłes w takim momencie! :) Będzie kontynuacja?
No to dałeś upust wyobraźni
i fantazji w tym nieco
groteskowym tekście.
Miłego wieczoru:}
Dobry tekst, przeczytałam z zainteresowaniem az do
kodu źródłowego:)
A lekkie potknięcia - sam znajdziesz i wygładzisz.
w takim razie czekam na cd.
tylko
"doszło by niechybnie do nieszczęścia."
doszłoby /// raczej zgarnij w kupę
kod nieśmiertelności