Ułożymy dni - poskładamy siebie...
jutro wzlecimy na paralotniach utkanych
snami nocy
będę szeptać o twoim ciele
przejdziemy ulicami marzeń błądząc w
niedowierzaniu
że to było ostatecznością
nie wpasowaliśmy się w otoczenie
przekwitły pierwsze kwiaty a za oknem gasną
latarnie
jest cicho
pociągi stoją na stacji czekam na list
kilka słów
wiem stać cię na więcej kiedy płaczesz
budujemy domy z pierników
wokoło dużo liści ale więcej ciebie
nie zatrzymujemy spojrzeń wplecionych w
gasnące słońce
niebo przepływa nad głowami topiąc żale
wczoraj
w beznadziejności chwili tajemniczość ma
swój urok
świat się raczej nie pomylił
nazwaliśmy siebie przeznaczeniem w pokoju
bez firanek
rysowałem przyszłość utartymi zwrotami
puste gadanie
wiem padał rzęsisty deszcz i wszystko się
rozmazało
przeraża mnie tylko ta absolutna pewność
kiedy mówisz
to już nie wróci
nigdy więcej
Komentarze (1)
koniec milosci ... gdzie ta nadzieja .ktora podnosi
czlowoieka z kolan ,pozwala wierzyc nawet w nierealne
...jest cos w tym wierszu co kaze sie zatrzymac