Wieczór
Niestety, nieprędko będę miał prawdziwe wakacje. Ale mnie naszło (trochę pod wpływem Bartka) i taki wierszyk wspomnieniowy.
Słońce ostatnie rzuca blaski,
Cienie się kładą wydłużone.
Dzień gaśnie. Krowy schodzą z pastwisk:
Te biało-czarne i czerwone.
Brzęczą owady. Kępy wrzosów
Pachną gryzącym, cierpkim miodem,
Staw coś mi mówi kaczek głosem
I wnika w kości swoim chłodem.
Czekam na zmierzch przy kartoflisku,
Bo chcę ziemniaki chłopom zwinąć,
A później upiec je w ognisku
Śpiewając chwałę dnia co minął.
Komentarze (19)
Uroczy :)
Pozdrawiam.
Bardzo uroczy i lekki wiersz. I dziwię się, że mój
przyciężkawy miał choćby najdrobniejszy wpływ ;-)
I ja, niestety, też nie wiem, kiedy będę miał
prawdziwe wakacje... Czy w ogóle :-)
Pozdrawiam :-)
W oczekiwaniu na pieczone ziemniaki :). Pozdrawiam z
plusem.
czytam sobie i myślę ...
myślenie ma przyszłość ...
ogólnie pojadę na polowanie może upiekę kaczkę po
śniadaniu ...