wrogu mój
Ta cisza obcych ludzi
W szkle twarz witraży
Zawieszona chcąc się kryć
Stęchła, ciemna, brzydka
Jak bezdomny pies którego rzucają
kamieniem, mam być???
Monety, monety, monety
Brzęk urywkowo depcze strach
Jak dobrze...
My oboje wiemy
Ty jesteś orłem
Ja - pokorne kłamstwo
Przechodzę z ręki do ręki jak nić
Nie po to by ciepło kraść
Jak surowy mur, który znosi każdy w sprayu
wstręt, mam być???
Szepty, szepty, szepty
Syk jak wąż tłumi żal
Jak dobrze...
My mamy role
To ty nakazujesz
Ja- bezkształtna woda
Bezwiednie błądzę w ludzki wstyd
Bez żalu dna dotykam
Jak w nocnej bramie niemy krzyk, którego
nie chce słyszeć nikt, mam być?
Kroki, kroki, kroki
Niewolniczy pośpiech gubi litość
Jak dobrze...
Ja patrzę przed siebie
twoje oczy błyszczą od gry
Gdy igła rozsadza sumienie
I pytam pod wieczór, czy warto coś kryć
Bo nie chce się żyć jak człowiek
Jak szary na chodniku cień, co za
przechodniem wlecze się, mam być??
Szumi, szumi, szumi
Nareszcie nie musi być nic
Jak dobrze...
To przecież ja...?
Wszystko świeci
Gdy pomiesza się już z krwią
widzę czerwone mewy i żagiel- jedyną jasną
myśl
I jestem bezpieczna – wysoka na trzy
wierze Babel
Jak fala życia , która odbija się echem od
nieba i wsiąka, mam być???
w domu świt, świt, świt
ludzie kupią chleb, ja znów kupię sny Już
dobrze...
niech już nic nie bedzie
teraz tylko śpimy na krawędzi krwi
Kiedyś uwierzyłam, że otwieram drzwi
Teraz walka o towar
Ojciec - krzyk, matka - łzy...
tym, co się łudzą
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.