Zmęczony
Rozrywam przekrwione spojrzenia
na setki zamglonych obrazów,
które i tak znam wręcz na pamięć.
Lubieżnie oblekam oddechem porozgniatane
smogiem i kolażem perfum miejskie
powietrze.
Już...połykam parę ostatnich
wykrzykników,
by spaść twardo na rozrzucone w szalonym
tangu sekundy, których smak rozpryskuje
się na zaciśniętych, aż do rozkoszy
zębów.
Zmęczony...
Mijam niedopowiedziane historie tych,
którzy zgubili przyszłość w
porozbijanych
momentach zwątpienia. Przystaję na
moment
i przyglądam się im jak ruchomym
zabawkom
na sklepowych wystawach. To bawi, do
momentu
gdy zbliżysz się na tyle, żeby poczuć
smak
przybrudzonej krwi i zapach rozbudzonej,
wściekłej beznadziei.
Zmęczony...
To takie zabawne. Co chwilę przymykam oczy,
by na moment odpocząć od przepalonego
obrazu świata
i za ułamek poranionej ironią sekundy
otwieram je
by poczuć na źrenicach te tak cudownie
niszczące
promienie cudzych rozliczeń nas.
Zmęczony...
I tylko czasem przystaję w biegu
zniesmaczonych
informacji, by wziąć brudny, ale wolny i
wreszcie prawdziwy wdech...a potem?
Potem tylko zasnę, by obudzić się
gdzieś dalej niż sięgają tak już ludzkie
kamery
i teleskopy...Tak ludzkie? A może to już
tylko
sztuczna przenośnia?
Zmęczony...
Komentarze (2)
bardzo dobry, dojrzały wiersz, pozdrawiam cieplutko :)
A może miejsce gdzie zamiast ludzkości jest "świat
techniki"?? śliczny... pozdrawiam :)