24 godziny
Widzę...
Mała ćma czarnym tunelem
W stronę światła podąża.
Spala się w ognisku harcerskim,
Stado komarów opłakuje jej głupotę.
Czuję...
Polne kwiaty znów, bez skrupułów
Na randce z moją alergią.
Zboże chroni mnie przed wiatrem
spojrzeń,
Duszę się leżąc na plecach.
Jestem świadkiem...
Kolejna ofiara.
Brutalny mord chmury na słońcu.
Płaczę błękitną krwią, biją dzwony.
Gleba rozpoczyna satanistyczny obrzęd.
Zamykam oczy...
Biegnę przed siebie.
Potykam się o kamień, wpadam do kałuży.
Rozmyta tęcza pochłania me ciało.
Ktoś rzucił zapałkę, płonę do białej
kości.
Budzę się...
Krople snu spływają po ciele.
Resztki koszmaru ocieram z czoła.
Obok zdeformowana poduszka
Od roku spragniona Twej twarzy.
Wstaję...
Chłodnym świtem przebudzona
Zakładam buty, jeden bez podeszwy.
W śnie Cię nie było, może na jawie?
Szukam, by palące blizny zeszły.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.