AGNIESZCE
W ruczaju się przeglądam
Co przez Twe serce płynie
Błyskając słonecznymi skrami.
I patrzę w to odbicie niebieskie
Gładząc zmarszczki swej duszy,
Stresem cięte kreski.
Czyżbym pokochał w Tobie
Ulubione obrazy swoje?
Kapryśnego dziecka ekspansje?
Starca niepokoje?
Przecież słyszę
Z Twego serca matczyne śpiewanie,
Radości jak wodospad,
Motyli bujanie.
I widzę kapiące zmartwienia
Spod rzęs zasmuconych,
Jasność i ciemność na przemian,
Ciszę i gwałtowne gromy.
Także widzę ukryte pragnienia,
W podniosłych zamyśleniach-marzeniach
I dojrzałą rezygnację
W mimowolnych westchnieniach.
Na koniec mam pytanie,
Które spokój mój grzebie:
Ile kocham w tym Ciebie,
A ile siebie?
Komentarze (4)
Piekne slowa,jednak zawsze zglebiasz sie, jesli masz
watpliwosci
niepokojący wiersz, ładny, o miłości, ale właśnie...
czyjej
jeju
Ładny wiersz.Pozdrawiam:)