***Alarma***
I nadal go kocham. I nie mogę mieć. I nadal go chcę. I nie dostanę go już nigdy... ;(
Głowa mnie boli
od tych twoich
czarnych oczu,
bo wwiercają się
w moje myśli.
Zapłacę te ostatnie rachunki
za garstkę szczęścia
wziętego na kredyt
w banku
,,u Pana Boga za piecem".
Nasze dłonie
niech tańczą dalej
taniec pożegnań,
by jutro nie zetknęły się
nawet czubkami palców.
Swoje oddechy
schowam do książki
z numerami telefonów
do operatora księżyców.
Odbicie twojej twarzy,
wyżłobione w kamieniu,
dźwigać będę na plecach,
by nigdy nie zapomnieć
kształtu zakłamanych warg.
Twoje źrenice
nie kurczyły się
nawet wtedy,
kiedy zaglądałeś
głęboko w oczy
gorącemu słońcu.
Westchnieniem zburzyłeś
okopy moich błękitnych kolan.
Rumieńcem oblekłeś
własne ego
i udawałeś człowieka...
***
Dziś w chowanego będę grała
z własnymi stopami
i wyprowadzę na spacer
zmęczone dłonie.
A kiedyś usiądę
na cichym kamieniu
i zanucę tą melodię
połamanej pozytwki...
alarma naszych serc.
Twoje źrenice nie kurczyły się na dźwięk alarma naszych serc Odbiciem twojej twarzy w chowanego grałam, zaglądałam z głebokim rumieńcem słońcu pomiędzy kolana. Czubkami palców usiadłam na kamieniu o kształcie zimnych warg. Już nie moich.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.