Ale to jutro
Ziemia pocięta żyletką słońca w
nieregularne plastry.
Nawet piasek czas rozkruszył w pomarańczowy
pył.
Kamienie wielkości pięści rozsiane z rzadka
po horyzont.
Moja pustynia.
Znam na południe stąd takie miejsce, gdzie
barwne fatamorgany można oglądać
godzinami.
Jestem tu już tak długo, że zaciera się w
pamięci wilgoć lasów deszczowych.
Wczoraj znalazłem pod progiem samosiejkę
sympatii.
Resztką wody z łapacza mgły podlałem ją
delikatnie.
Łamliwe to i kruche.
Dbać trzeba.
Dzisiaj nie było już po niej śladu. Nawet
najcieńszej niteczki. Tylko pył, suchy i
miękki.
Jutro spróbuję po raz ostatni ruszyć w
stronę gór. Stary mówił, że za górami jest
świat, jaki znałem kiedyś.
Ale to jutro, dzisiaj jeszcze pooglądam
kolorowe miraże.
W końcu to mój kawałek pustyni,
zapracowałem na niego.
Komentarze (1)
No proszę, wszystkiego próbujesz, to i dobrze.
Jeszcze nie Kraków, ale mury w górę.