U Aniołów gorzałki nie braknie
Pod słomianym niebem, przy ceglanym sercu
pieca,
kołem siedzą domownicy, dzieląc się
świeżutkim chlebem.
Gdzieś po zmroku, po cichutku, w ciemnej
izbie "dość" powiedział
i pożegnał swoje dzieci i pożegnał życie
piekarz.
Miodu, mięsa dziś nie starczy, będzie
uczta, hejże hola,
pożegnają tak, jak kiedyś kochał wszystko
dookoła.
Będą tańce, będą pieśni, oto poszedł w
swoje strony,
gdzieś pod lasem wierzba płacze, pod nią
krzyż maleńki stoi.
Kolorowe suknie w takt podskoków
kawalerów,
bawi się i śpiewa wieś. Piekarz piecze już
dla Nieba.
Złożą na mogile kwiatki, pozostawią
podpisaną,
by dowiedział się, kto zechce. Tutaj brat
ich pochowany.
Skrzypiec nuta wygrywana przez młodziutką
białogłowę,
Amen i do dzbanów z miodem. On jest z nimi.
Choć wysoko.
Już poniosły go Anioły, już napełnia
kielich sobie,
jego jest ten pierwszy toast! Za to, co za
progiem!
I nie smucą się nad grobem i nie płaczą do
obrazów,
Drogi Panie! Piekarz teraz pije z dzbana z
Aniołami!
A na polu praca wre. Drzewa szumią znanym
wierszem,
słońce wita o poranku, księżyc w nocy czuwa
dzielnie.
Studnie huczą wróżbą, płoty garnkom
oznajmiają,
że już dość tych wygód! Pora się czymś
zająć.
Miną lata, pokolenia, wieś odejdzie w
zapomnienie,
ale on już zawsze będzie, tak jak każdy, w
lepszym świecie.
Komentarze (1)
zatrzymał. na dłużej...