AUTOPORTRET ORNITEOLOGICZNY
Dziwnie niepozorny pan
podparłszy łokcie o parapet
obserwuje z okna
swej klepsydry niedzielne niebo.
Zaślepione gorączką oczy
szukają na nim klucza
białych kruków
który zawsze się spóźnia
o całe życie.
A może to spieszy sie jego zegarek?
W żółtym pogniecionym kajeciku
zapisuje smak dzisiejszego słońca.
Mógłby dla niego wymyślić okładkę
ale sklep daleko.
Poza tym w niedzielę zamknięte.
Mógłby sie na nim podpisać
ale nie zna swojego imienia.
Może Hilary? Nie,
Nie nosi okularów.
Może Józio? Nie,
nie lubi Gombrowicza.
Może Judasz?
Mógłby napisać cos więcej
ale co to?
Czyżby kruki leciały?
Lecę po lornetkę!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.