BAJKA O KROKWI I BRETNALU
Skarży się krokiew w starym dachu, że gruby
bretnal z niej wychodzi,
Że kiedyś dobrze się trzymali, jak byli
mocni, zdrowi, młodzi.
Rdzą stal bretnala się pokryła – tak
mocno starość mu doskwiera-
Powoli z krokwi się wysuwa, bo rdza mu całe
ciało zżera.
Belka – dziś stara, popękana –
niepewnie w stronę gwoździa zerka.
Czy jej się uda go zatrzymać, skoro wygasła
miłość wszelka?
Oboje drżą, gdy wiatr się wzmaga i skrzypią
z żalu w deszczu strugach,
Bo każde z nich bardzo się boi –
dlatego jedno drugie ruga.
„Trzymaj mnie mocno” –
krzyczy stary – „czyżbyś już
tak się zestarzała?”
„Tak, sił już nie mam” –
skrzypi belka – „jestem za
słaba i zleżała.”
„To stare próchno już się sypie, jak
mogłem tyle lat z nią przeżyć?”-
„O, ty satrapo, zrzędo, gnojku, kto
ci żywicą leczył nieżyt?”
Tak kłócą się wśród ciemnej nocy, gdy
deszcz ulewny dziurawi świat,
Bo w szale kłótni zapomnieli, że razem mają
dwieście pięć lat.
Słysząc inwektyw całą masę belka ze złości
popękała,
Za dużo sęków z niej wypadło, więc się
gwałtownie załamała.
Jeszcze chciał bretnal jej dołożyć, gdy w
kilku częściach leciała w dół,
Gdy chata już się rozpadała, a dach
przełamał się na pół.
Ale nie zdążył biedaczysko, bo sam
podzielił partnerki los
I teraz leżą w rumowisku, ich świat się
zmienił w drewniany stos.
A na ten stos pointa opada, wolniutko, jak
na spadochronie,
By każdy mógł ją skonstatować, nim w
stercie drewna gdzieś utonie:
„Starość wytrzymać można wtedy, gdy
miłość serce zdominuje,
Kłótnia, egoizm, brak współczucia na pewno
życie ci zrujnuje.”
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.