Ballada trumienna
Edgarowi Allanowi
Na cmentarzu, pod ziemią sześć stóp,
W świeżym grobie dama spoczywa.
Pogrzebana, choć jeszcze nie trup,
Pogrzebana, choć jeszcze żywa.
Wnętrze trumny pazurem drapie,
Daremny trud, dziewka roni łzy;
Raz za razem powietrze łapie,
Z bezsilności calutka aż drży.
Wtem! Słyszy szmer, słyszy go ledwo,
Lecz nadzieja pod jej powieką…
Nagle coś (CO?!) uderza w drewno!
Nagle ktoś (KTO?!) uchyla wieko!
Oto szpadel! Oto mężczyzna!
Wybawienia nadeszła chwila?
Otóż nie, bo gdzie gleba żyzna,
Tam łatwo jest o nekrofila.
- Żyjesz? – pyta, a potem beszta:
- To źle! Nie tak, jak być powinno!
Przecież wiesz, że seks jest jak zemsta:
Najlepiej smakuje na zimno!
Nekrofil ust damy dotyka,
Że wróci do niej obiecuje…
Póki co zaś, trumnę domyka
I piachem jej grób zasypuje.
Na cmentarzu, pod ziemią sześć stóp,
W świeżym grobie dama spoczywa.
Pogrzebana, bo jeszcze nie trup,
Pogrzebana, bo jeszcze żywa.
Komentarze (6)
Choć radości tutaj mało,
to jest nastrój i są dreszcze.
O północy wróć do wiersza
i ciąg dalszy dopisz wreszcie.
Czekam :)
bardzo trumienna i co dalej było? Dobrze napisany
Pozdrowienia
Czarny humor, bardzo dobry, przeczytałam jednym tchem.
Humor zimny, aż mam dreszcze. Bardzo proszę napisz
jeszcze.
uwielbiam taki czarny humor,
Panie baronie ;)
Świetne!!!
Prawdziwy z Ciebie neoromantyk nekromanta - utrzymałeś
klimę idealnie!