BEZ NATCHNIENIA tzw....
Zeszyt czarny
Gdy nie mam natchnienia to znaczy, że jest
dobrze
Nie mam do powiedzenia niczego wielkiego
Jestem zaspokojony i nie chcę niczego
więcej
O, o już chcę. Już się szarpią sprzeczne
pragnienia
Życzeniowa postawa wobec życia w tej
sekundzie zakwitła miliardami
życzeń nie do spełnienia:
zdać egzamin, mieć dziewczyne (to ohydne),
być uczonym (też ohydne), zdobyć prace,
mieć silną osobowość, być niezależnym, znać
się na komputerach, być mistrzem w
karate,
przeczytać wszystko, być wielkim pisarzem
(śmieszna pisanina).
Jednak to pisanie daje mi jakąś harmonię. Z
dnia na dzień staje się sprawniejsze i
łatwiejsze oraz odrobinę mądrzejsze i
spokojniejsze.
Gdyby tak jeszcze nastroje takie nie
wynikały z niczego. Gdyby były wynikiem
moich relacji z rzeczywistością, a nie
rezultatem wyabstrahowanych pojęć,
nastrojów, wykoncypowanych super ego,
chorobliwych majaczeń przerośniętego
nowotworowego mózgu, skiśniętego z
rezygnacji, grzebiącego się w swoich
wnętrznościach, wgapionego w swe pokręcone
korytarze, egzystującego samego z siebie,
dla siebie, niezależnie od tego ciała,
które to pisze, od podmiotu ,,Ja", do
którego należy. Bo mózg nie zaprzestaje
pracy w chwili, gdy ktoś zrezygnował z
życia, ale włącza funkcje zastępcze,
rozwija swą imaginację. Tyle milionów
komórek nie może zdechnąć tylko dlatego, że
słabe ego przegrało walkę w obszarze
targających nim sprzeczności, że zostało
zdruzgotane, rozsadzone, lub wzięte w klina
i zdycha przyparte do muru. Mózg egzystuje.
Nie ma się już osobowości, ale staje się
prawdziwą maszyną myślącą, imaginatykiem,
którego świadomość jest powoli zżerana
przez niekontrolowane projekcje, z czasem
coraz trudniejsze do pojęcia dla ego. Mózg
robi te projekcje dopóki nie odbierze ego
kontroli nad sobą, aż do całkowitego jego
wyłączenia (niemyślenia). Praca mózgu
przechodzi wtedy na inny poziom, tzw.
samowystarczalność mózgu.
Można tego uniknąć jeżeli to ego wygra w
tej walce, rozsupła węzeł targających nim
sprzeczności, zacznie działać i zamiast być
eksperymentem przyrody będziemy sobą. Ale
może się to stać jedynie poprzez zmienienie
swego stosunku do rzeczy i podmiotów
(rzeczywistości). Poprzez rozerwanie więzów
niemożności, pokonanie imperatywów
egzystencjalnych, np. stosunek do kobiet,
to co mogę, a czego nie mogę, a czego tylko
nie chcę. Poprzez rozruszanie machiny
aktywności życiowej. Zerwanie z leżącym
trybem życia. Ha! Ha! Niedokładnym
wypróżnianiem - to z niego się wszystko
wzięło.
Realizowanie się w stosunkach
międzyludzkich, w konkretnych sytuacjach
Poznawanie siebie, swych granic i
możliwości
Nie mogę już patrzeć na ten pokój
na wyrazy tych twarzy
na kropka w kropke to samo co dnia
Zmienić to! Nie sama teoria. Wyprodukowanie
odpowiednich intencji bez relacji na wzór
głupiego Buddy to stopień do śmierci.
Komentarze (11)
Bel, dzisiaj bez przeczytania, bo głowa i tak
zmęczona.
Życzenia chciałam zostawić.
Dobrej przyszłości, mimo wymagań każdego nowego dnia.
Mózg to naturalny (ale czy najstardszy?) komputer o
niezbadanych możliwościach.Nie wszyscy chcą poznać,
choćby czastkę jego możliwości. Nie chcą lub nie
potrafią. A szkoda. Może udałoby się rozwikłać temat
wierzeń (religia), kosmitów itd. Twój wiersz, piękny
jak zawsze dotyka tych problemów. Super !
Dziękuję
Zainteresowałeś. Wciągający tekst. Mózg to obszar, w
którym jest najwięcej życia. Od myśli wszystko
zaczyna.
Lubię Cię czytać
Nie wszystko rozumiem
Ostatnio skupiam się na realnym życiu
Na tym co tu i teraz
Dzięki Tobie wchodzę głębiej w świat duchowy
gdyby wszyscy buddyści, muzułmanie i chrześcijanie
trzymali się tylko swoich zapisów w Świętych Księgach
na Świecie byłby pokój niestety każdy przywódca
zaczyna interpretację i to ona jest przyczyna
nieszczęść. WSZYSCY MUSZĄ MIEĆ ŚWIADOMOŚĆ ŻE TYLKO
PRZEZ PRACĘ SIĘ REALIZUJEMY.
czyli medycyna się myli a z drugiej strony jak wiele
dla niego dobrego zrobiła, każdy kij ma dwa końce
ciekawa refleksja. Noah urodził sie bez mózgu- (nawet
lekarze się mylą - zalecali aborcję)
ale jego mózg sie rozwija. Dziecko mówi, śpiewa,
porusza sie na specjalnym wózku i żyje ku radości
rodziców.
wydaje mi się jednak że jest więcej prawdziwych
buddystów niż chrześcijan. Może dlatego że Jezus
skojarzył się z cywilizacją żydowską. Myślę że on jest
bardziej słowianinem, grekiem. Nie uciekał przed
cierpieniem ale Budda też nie. Był odważny, zatrzymał
słonia, odrzucił względy wpływowej kurtyzany, zjadł
mięso po którym wiedział że umrze, opuścił pałac Ojca,
miał jaja i tyle
Szanuję buddyzm, prawdziwy buddysta to anioł, podobnie
jak prawdziwy chrześcijanin zresztą. Trzeba by
zmierzyć ogólną sumę cierpień w każdej kulturze,
powartościować je tylko pod tym kątem, albo gdzie jest
większy poziom szczęścia, nie wiem. Ja raczej katolik
ale z indyjskim lgnięciem, może sumeryjskim,
buddyjskim, słowiańskim. W Polsce największa
haplogrupa bramińska poza Indiami. Nie jestem judaistą
bo chcę być jednak dobrym człowiekiem. Tylko że
wyzbycie się pragnień to jakoś do końca nie wierzę,
ale w matkę przyrodę (Durga, Kali, Wielka Matka,
- święta Krowa), we współczucie, w ogień Ojca i Matkę
wodę, w reinkarnację trochę. W reinkarnację pewnych
wzorów jeśli nie dusz (?) to nie trzeba nawet wierzyć,
to jest. wolnyduch mi to uświadomił
Buddyzm to pogląd filozoficzny,
podobnie jak chrześcijaństwo jest religią zbawienia.
I tu podobieństwa się kończą.
Zło jest od świata, świat jest zły.
To Budda.
To trochę inaczej niż my.
Świat nie jest zły. Jest różny, jak my ludzie. Dobry
też.
Jest jakiś i nigdy nijaki.
Tak, zgadzam się z tym zerwaniem niemożności.
Bo wszystko zależy od nas ludzi,
działania nas.
I popełniania błędów też, nikt nie jest od nich wolny.
Wszystko zaczyna się od mózgu-myśli.
I słów.
Dobry wiersz.