bez tytułu
Gdzie idziesz?
stój
zaczekaj
proszę
Wołam, krzyczę
w końcu płaczę
Zegar wybija szóstą
zatrzasneły się dzwi
nie pamiętam kto był winien
wiem ze nie wróci już
odszedł, uciekł jak tchórz
Pale jego zdjęcie
śćieram kurz
już po nim posprzatane
czemu czuję go jeszcze tu?
Chyba cos zostawiłam
szukam, szperam
nic nie znajduje
usiadłam
wsłuchując się w siebie
usłyszałam swe sumienie:
otwórz dzwi
Stał zmoczony, zrozpaczony
z bukietem róz
prosząc kochanie
wpuśc mnie już.
Komentarze (1)
Tak to bywa, klotnie tez sie zdarzaja chociaz kochamy,
dlatego nie trzeba nic robic pochopnie. Piekny
wiersz, pisz wiecej..