Błazenada
początkowo jest tylko obrazem,
który uwagą zaszczycasz niejako
początkowo nie widzisz w niej gwiazdy,
lecz wkrótce zobaczysz ją taką
na początku nie myślisz wciąż o niej
sporadycznie? tak, może, czasami
jest Ci obojętna prawie zupełnie,
nie napawasz się wspólnymi chwilami
później jednak, małymi kroczkami
zaczyna powoli Twe serce ujmować;
jej iskra w Tobie parzyć zaczyna,
przed gorącem nie sposób się schować
a kiedy w końcu nadchodzi ta chwila
- nagle, niczym złodziej w nocy –
ten płomyk w Tobie na tyle jest silny,
żebyś za nią nawet w ogień skoczył
zaczynasz pisać wiersze żarliwe,
patosu pełne, krzyków, uniesień
myślisz o ogniu i swoim ciele,
które już więcej płomieni nie zniesie!
choć obiecywałeś sam sobie,
że nigdy w ten stan nie popadniesz
- stało się! jak, kiedy, pytasz?
wątpliwym jest, czy to zgadniesz
przypuszczam, iż wiem co Cię czeka
- padół snów pełen, śmiechu i łez
pomyślisz, że błaznem dla innych jesteś
- ja błaznem byłem też…
ale, gdy wszystko w końcu przeminie,
gdy dobrze się skończy lub źle,
zatęsknisz za strojem błazeńskim
- wiem, to spotkało też mnie!
pragniesz mej rady – nic z tego,
cóż da narada pomiędzy błaznami?
wsłuchaj się w rytm w tancbudzie
głupców,
a szczęście będzie pomiędzy nami!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.