Błyszcząca plama krwi
Wykrwawiam się.Gniewem i bólem,cierpieniem
ryczę,zarzyna mnie niebo,
wykrwawiam się,lecz nie mogę umrzeć
jakoś.Kolejne niespełnione marzenie.
Wylewam się krwią,na posadzkę,wylewam tymi
chwilami,
gdy pięknie nam było,gdy nadzieja jeszcze
nie była żałosnym bękartem.
Wypłakuję kwas solny z oczu,pali ciało i
serce,żre mnie zachłannie,
bo nie ma Anioła,jej dłoń mej dłoni nie
głaszcze.
Jeszcze wspomnieniem pławię się w jej
włosach,zapach chłonę,a włosów miliard
uśmiecha się i jescze pragnie,
mego dotyku wśród lasu miękkości,ja
jestem,ja nie muszę już marzyć.
Lecz to sen zbyt złoty,a prawda kapie z żył
rozdartych przeznaczeniem,
dlaczego nas krzywdzisz tak Boże?Dlaczego
skąpisz spełnienia?
Leżę na posadzce upstrzonej wymiotami tych
podarowanych mi chwil,
lecz tylko zaszkodziły bo boli!Bo już nie
potrafię bez Ciebie żyć.
Zlizuję krew z brudnej podłogi,to kwas
jest,więc ukrócę swe cierpienie,
kwasem się stanę,zabulgoczę w ostatnim
tchnieniu.
Nie chcę żyć,nie chcę oglądać już ścian
celi co gwałci mimikę mej twarzy,
nie chcę już stąpać bo rozgrzanych piekłem
ulicach,już nie marzyć i nie pragnąć.
A niech tam,nawet diablim rogiem mnie
przebijcie,bo po co walczyć o kolejny
promień słońca?
I tak nie dane mi to,sprawiedliwość,pakiet
podstawowy.
Nie widzę już kolorów,nie widzę błękitu
nieba,
tylko smolistokrwawe krople deszcu spadają
z betonowej powały,nieprzepuszczającej
wołania o kawałek chleba.
I jeszcze łyk kawy z Chicago,kanapka na
drogę,to nasz pożegnalny poranek,
potem ona spojrzena poskąpi,ja odejdę w
niepamięć.
Więc leżę na posadzce,uśmiecham sie z
ironią do swego odbicia w błyszczącej
plamie krwi.
Oto życie panowie.Stworzenie.Gdzieś
pogubilo plany na jutro.Śpi.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.