Przecieła struna bezlitosnym...
Nie gra już melodia,nie błyszczy życiem
spojrzenie,
pękła struna,przecieła do krwi serca
uśmiech bezlitosnym zakrzywieniem.
Spłonęły ogrody,rozstaje dróg pomnożyły swe
mściwe nitki losów,
Zmarło,co żyło jeszcze,ożyło,co zabite
nadzieją,co wiarą miało być,a jest
naiwnością.
Miłość rzyga spełniniem,bo to nie
spełnienie,lecz kara za jakieś tam
grzechy,
i znów leżę między odpadem istnienia,znów
liżę piekło na ziemi.
To nie śmieszne,że kolejny raz,nie
drwijcie,usypcie suchego piachu na mogiłę
zwaną pragnieniem,
weżcie sztylety i przebijcie trumnę z
lodowatych łez ulaną,bo może jeszcze
oddycham ostatnim tchnieniem.
A nie chcę już tu,w tym marnym
śmietniku,nie dano mi bukietu na drogę,
więc nie chcę już żyć.Tak!Kolejny raz.I
znowu naprawdę.
Suche usta bez jej ust słodkich,oczy me
szkliste,martwe bez jej oczu,
dłonie twarde od dżwiganych wspomnień,gdy
już nie ma tej miekkiej dłoni.
Cudowne stópki nie kroczą moimi śladami,a
ślady me teraz płoną diabelskim śmechem,że
sie udało,
diabłu,czy losowi,a niech tam,ściągnąć mnie
w bagno.
Nie chcę już więcej szukac Świętego
Graala,nie chcę twarzy obmywać w wodzie
oczyszczającej duszę,
chcę zasnąć,och pragnę,więc znów w amoku
rozpaczy,oczy swe zmrużę.
I nie mówcie,że lepiej kiedyś,błagam!Nie
kolorujcie czarnej otchłani
pocieszeniem,
miejcie litość nade mną,pozwólcie pocałować
betonowe niebo,upaść niżej.W zapomnienie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.