Bóg przemówi jeszcze. Z ambony.
A jutro...
Gdy opadnie konfetti i głowa będzie
boleć,
nastanie chwila wypełniać przysięgę tysiąca
postanowień.
By wszystko się zmieniło, by te lepsze
czasy,
przygniotły nas euforią, w gratisie
wieczność dały.
Jak głoszą z mównic, z kościołów i między
półkami z dżemem,
w miastach i wsiach. „Kowalski! Ma
być lepiej!”
A ja odpalam telewizor, który zawsze mówi
prawdę
i oglądam obrazy z wojny narodów. Trzeciej
i czwartej.
Kto tam będzie pamiętał tego Sylwestra, gdy
krzyczał: Od dzisiaj nie piję!
Gdy znów przyjdzie gnoić bliźnich, w imię
własnych wygód.
Krótka pamięć i trzysta sześćdziesiąt
kolejnych dni,
Tak się żyje na ziemi. Witaj w krainie
Królów rozlewu krwi.
Bóg przemówi jeszcze z ambony. Władcy kraść
będą, jak kradli,
markety rzucą nas na kolana i wszystko
kupisz za eurotalary.
Ludzie się nie zmienią. Będziemy tacy
sami.
Przejadą po nas czołgi i nawet nie
poczujemy, szukając Świętego Graala.
Nic nie będzie lepiej, jeśli szczytem
pragnień,
trochę więcej dla siebie, trochę mniej
zmarszczek.
To tylko sucha data, obliczenia dla
wygody.
Tu nie ma nic ważnego. Ważny jest każdy
człowiek.
Nie rzucę palenia. Nie będę szczerzył
więcej zębów,
do świata, który jest tak zły! I pędzi
wciąż na ślepo, coraz szybciej w
przepaść.
Chciałbym za to być wszechmocny. By nikt
więcej nie umarł na darmo,
by żadne dziecko nie było głodne. By brat
podał rękę bratu.
Chciałbym rozbić bank. Dla ludów wszelkiej
rasy,
chciałbym mieć teczkę na Boga. Trudny
szantaż. Ale niech naprawi.
Właściwie chciałbym nie być człowiekiem,
bo tak, tylko mogę spaść na ryj. Nigdy nie
będzie lepiej.
Komentarze (2)
jak mało osób pisze na te tematy ..nie powiem że jest
nie udany dla mnie on jest wspaniały ..pozdrawiam
autora że wsadził tyle ciężkiej pracy ...dobra robota
Mimo wszystko próbuję łyżeczką wykopać studnię!