Ciemność duszy ślepca
Zero, znów nic, ciągle to samo.
Strach, ciemność ogłusza mu oczy.
Klęcząc nieprzytomny, w oczekiwaniu
trwąc.
Na szanse, na okazji nutę, by walczyć, by
znów wstać.
Gdy siły przybędzie wystarczająco wiele,
próbować na nowo.
By upaść znów, ciągle to samo.
Strach, ciągle nie widać światła wśród
wszech płaczu.
Szansa, zdając się zbliżać, pukając wciąż,
niczym dziecko w dom,
Gdzie gospodarz, czekając na Pana, wyrzuca
je w deszcz, na dwór.
Z powrotem w ciemność, w strach, w
milczenie.
By leżeć weń, ciągle to samo.
Uparcie trwając w przekonaniach, iż łzy na
nic się zdą,
Nie pragnąc już wcale wolności, raczej jej
pożądając.
Trwa wciąż w ciemności, próbując się
wydostać na siłę,
Na wolność lat dziecięcych, na łono,
ówczesny świat.
By zapomnieć znów o nim, ciągle to samo.
Ohydny dręczyciel znów w śmiech popada,
Cień człowieka leży w ciemnościach wiary,
Skaleczony na ciele, Zabity na duszy.
Czemuż to wcale nie myśli, klęcząc,
obłąkany,
By uwierzyć wreszcie w ducha, a nie...
Ciągle to samo.
Dla cudownych ludzi, którzy wolą milczeć...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.