coś
Bezsensownie zaplątane wszystko dookoła.
Ktoś nas woła. Piszczą koła samochodu,
odjazd wołam. Koniec wszystkiego. Zamiast
początku o szóstej nad ranem – zniknę
za parawanem, rozciągniętym przy ścianie
– dziś nie wstanie – to co
wstać miało. Co mi zostało? Przygnębione
myśli- koszmar się przyśnił.
Piekło – może ziemia – wszystko
się zmienia. A miało być pięknie –
doszczętnie zdruzgotane fantazje –
nieprzyjaźnie szukają zaspokojenia. Coś
koło cienia – przy wspomnieniach
strzykawka – pełna energii, coś go
przygnębi -ło, a może –ła. A może coś
innego. Dziwnie zamotanego, przyziemnego,
nic nie znaczącego. O co chodzi? Czy miłość
się narodzi?
Nie obchodzi to nikogo, idą drogą. Tu
rozdroże – wystać już nie może. Mógł
iść prosto lub skręcić w prawo, cofnął się
wstecz… nie chciał już biec…
I co się stało? Coś dziwnego zapachniało,
przez okno patrzało, chichotało… w
snach moich bywało.
Piekło – Alicjo wyjdź już z
lustra.
Tutaj pustka ogromnieje….
Otchłań woła…
kat się śmieje.
Komentarze (2)
Ciekawie poprowadzona myśl w Twoim wierszu, choć zapis
jest nieco inny, niż w wierszu ... Tak jakbys rymowała
proze, i snuła tym samym swoja opowieść jak nowelę ...
Widzę w trakcie lektury, że wiersz rymowany - ale
bardzo dziwi mnie zapis? Czy to zamierzone? Treść na
TAK!