Czas mordęgi
Jestem przez los chyba miotany,
inaczej niż pisały księgi.
Bo najpierw byłem zagłaskany,
póki mnie dopadł czas mordęgi.
Balangi, psoty i zabawa,
gdzieś do połowy życia wieku.
Aż przyszła klęski gorzka strawa,
goszczą w mym wnętrzu, cnym człowieku.
Skleroza, zaćma czy prostata,
pojęcia owszem, gdzieś czytane.
Dziś do lekarza ciągle latam,
wiatrem pędzony w części znane.
Wódka, piweczko, wina łyczek,
Codzienność kiedyś, złuda marzeń.
Teraz mam co, kropelki liczę,
które przepiszą pigularze.
Czy to wybory mego losu,
jak gdzieś pisały mądre księgi.
Już się pogrążam od tych ciosów,
co mi nasyła czas mordęgi.
Komentarze (2)
takie życie..nie możesz powiedzieć...jak w Madrycie...
ale wiersz ciekawy
Ze współczuciem się odnoszę do pierwszego wersu
trzeciej zwrotki, bowiem prostatę oka czy sklerozę
którejś tam kończyny dolnej można potraktować li tylko
jako metaforę medyczną, natomiast zaćma przeważnie
występuje wtedy, gdy ktoś przychodzi coś pożyczyć.
Więc czy to zdarzenie losowe czy wyrok za grzechy
święte - jak mi Bóg miły =niepojete.