Daleki ląd...
W oddali…
Słońce miłe późno zachodzi;
pióropusz rzęsistych promieni rodzi.
Niebo złotem czerwieni malowane;
samotne, nikłym puchem odziane.
Polany wiatr ciepło otula;
wolny dziko bezwiednie hula.
Wśród fal mocnej zieleni;
domek jasny się mieni.
Zapomnienie…
Głaszcze cichutko zwiewne marzenia;
szukam beztrosko sensu istnienia.
Zaduma tworzy wonne widoki;
powolnej wyobraźni zasnute kroki.
Tonąc, przenikam świata mór;
płynę wśród słodkich chmur.
Zostawiam ciało, ciężkie kości
uciekam od marnej rzeczywistości.
Pragnienia…
Dłońmi blasku nie sięgam;
ranną duszą wciąż przysięgam.
Ta jasna dal nieskończona;
dziwnym, pustym mitem osaczona.
Nigdy me myśli uśpione;
wolą życia wciąż toczone.
Słońce jednak już zachodzi;
beze mnie daleko odchodzi…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.