Demony
Zmeczenie przykrylo sie koldra utkana z
powiek.
Glazurowe spojrzenie.
Mgla zakryte oczow studnie.
Uraczyl nas deszcz swym cieplem.
Niczym dotyk jaskini ciemnym wnetrzem.
Smierc oczekuje skoku na siodmym
pietrze.
A miasto cale w swiatlach reflektorow
zamyslonych glow.
Zlapmy sie za reke...
Za wspolnote slow.
A kiedy wyjde z siebie,to stane obok.
Niczym zbladzone,przestraszone jagnie.
Gniew uschnie jak ten niechciany ciernisty
krzew.
Nie opisze dzis piekna koron drzew.
Usiade w cieniu i cichutko zaplacze.
Jestem pewien,ze w niebie nic nie
znacze.
Lecz kawalek serca zyje w spokoju.
Ktos kiedys zdolal przytulic me demony.
Ogarek swiecy dopala sie w pokoju.
Z lekka rdzewieje glowa od ciezaru
korony.
I nerka uszkodzona bez szansy na czysty
staw.
Dobranoc,do nastepnego dnia...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.