Do
bądź błogosławiona
szkarłatna kroplo rosy
która środkiem zielonego liścia
wpadasz
do trzymanej szklanki
z wodą
dając mi rozkosz
padał wtedy deszcz
siedząc na parapecie
słuchałem własnych myśli
myśli biegną skaczą
płyną latają
ja za nimi
spadnę na dno przepaści
ugrzęznę w bagnie pożądania
by potem wzlecieć
na skrzydłach
drzemiącego we mnie archanioła
na skrzyżowaniu dróg
życia i śmierci
była zjawa
niewidoczna bez ciebie
zakazana kroplo życia
ten duch
czerwonymi oczami patrzył
chciał wyznać ci miłość
dozgonną
ale ty
wcześniej zaszyłaś mu usta
dzięki tobie widziałem
diabła w oślej skórze
wyruszyłem po złote runo
a baśnie z tysiąca i jednej nocy
przeżyłem jednego dnia
bo gdy padał ten deszcz
patrzyłem
jak demon twojego istnienia
krwawymi łzami Boga
maluje mi na szybie
obrazy
godne zimnego chuchnięcia mrozu
i mój czarny paznokieć
bez bólu odpadł
gdy wbijałem swój palec
na zardzewiały gwóźdź
z Chrystusowego krzyża
a ty o Pani
włożyłaś jego koronę
i tak szliśmy
owinięci szkarłatem duszy
w stronę zachodzącego słońca
bądź pozdrowiona
szlachetna kroplo opiumowa
która rozchodząc się
wewnątrz mego ciała
dajesz mi śmierć wiekuistą
śmierci w zapomnieniu pragnącym
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.