Do Stolicy
Ku chwale 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich i 9. Pułku Ułanów Małopolskich
Stara jarzębina rosła na skraju lasu,
Lata mijały spokojne dając jej życie,
Czuła smutek od czasu do czasu,
Że nie widzi, co dzieje się w wielkim
świecie.
Do Stolicy, do Stolicy spieszyli,
Lecz wrogami zapełniona ta droga,
Nie nawrócili, do szarży ruszyli,
Już Walicki prowadzi ludzi na wroga.
Roznieśli ich nasi odwagą,
Mężne zwycięstwo pod Wólką Węglową,
Lecz nie koniec to wyzwań przed brygadą,
Na drodze już widzą armię nową.
Jarzębina niejeden rok już tam stała,
Czuła, iż koniec istnienia nadchodzi,
Daleko przed siebie na obcą armię
patrzała,
Życzenie jedno- ujrzeć jak wielkie
zdarzenie się rodzi.
Aż tu młodzi galopem pod jej gałęziami
mkną,
Gnają z myślą jedną: Aby przejść! Aby
przejść!
To Polacy, to Polacy na wroga w chwale
brną.
Ale za równiną gniazdo wroga, wróg szykuje
się na wieść.
Czekały karabiny i w rzędzie stojące
czołgi,
Ale pchała wiara dzielnych ułanów
naprzód,
Fala konnych gnała niczym strumienie
Wołgi,
Pragnęli wkrótce ujrzeć piękno warszawskich
wrót.
Jarzębina patrzyła, a cóż to był za
widok!
Niczym obraz, niczym uchwyceni w locie
herosi,
Czuła w korzeniach każdego rumaka krok,
Już o szczęście dla Polaków Boga prosi.
Wszystkie karabiny wroga umilkły i stali
zdumieni,
Działa strzelały, strzelały naszym na
zgubę,
W środku konnych sztandar wspaniały się
mienił,
Wystawili polską kawalerię na próbę.
Na samym czele dowódca z wzniesioną
szablą,
Niezłomna odwaga znakiem Polaka,
Prowadzi ludzi na spotkanie wrogim
diabłom,
Zaszczytem mieć takiego rodaka.
Tętent kopyt, huk wystrzałów,
W historyczne pójdą kroniki,
Straszne okrzyki ranionych ułanów,
I na piersiach brzęczące nieśmiertelniki.
Z każdym działa wystrzału grzmotem,
Spada jeden owoc jarzębiny czerwonej,
Z każdym padniętym cierpkim owocem,
Jeden martwy ułan na trawie zielonej.
Chwieje się sztandar w rękach rannego
ułana,
Mieczysław Czech łapie za drzewce,
Zwalnia z obowiązku cierpiącego krajana,
Wznosi flagę ku nieba belce.
Nieco ponad sto owoców na ziemie spadło,
Nieco ponad stu kawalerzystów na glebę
runęło,
Około stu rannych ułanów się ostało,
Więc z tysiąca aż dwustu wrogie działo
dotknęło.
Szable przeciw ogniom dział,
Szaleństwem było kontynuować tę szarżę na
spotkanie śmierci,
Choć wiatr naszym w oczy wiał,
Szaleństwo największą z cnót Polski naszej
dzieci.
Wśród zgiełku walki i bitwy chaosu,
Kona od zbyt ciężkich na ciele ran,
Porucznik Walicki godny pięknego eposu,
Niech nie zamykają przed nim elizejskich
bram.
Szaleństwem było kontynuować tę szarżę na
spotkanie śmierci,
A jednak przeszli!
Szaleństwem było kontynuować tę szarżę na
spotkanie śmierci,
A jednak przeszli!
Jarzębina długo jeszcze patrzała,
O tym, co widziała rozmyślała,
Upuszczone owoce starannie zliczyła,
I modlitwą za poległych bitwę
zwieńczyła.
Dziękowała Bogu za prośby spełnienie,
Bo lepszego daru otrzymać nie mogła,
I czuła w sercu dumą wypełnienie,
Z tego, że właśnie na polskiej ziemi
rosła.
Mijały lata, ale jarzębina nigdy już owoców
nie wydała,
Tamtego dnia na ziemię wszystkie
zrzuciła,
I czerwień owoców z czerwienią krwi się
zmieszała,
A jarzębina… Jarzębina szczęśliwa
zgniła.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.