Dom.
Siedze w ciemnym kacie, patrze na
literki,
uwaznie slucham co sie dzieje, doswiadczam
meki.
W salonie mama z siastra sie kloca,
niedlugo ze zlosci nasz dom porzuca.
Rodzicielce lzy najsmutniejsze plyna,
jej spracowane rece zaraz to ukryja.
W przedpokoju tato wlasnie drzwi
otwiera,
wychodzi, choc wie, ze niczego to nie
zmienia.
Pojdzie tam , gdzie nie ma ni jednej
rosliny,
tam napewno nie ukryje smutnej miny.
Siostra pojdzie do pokoju, usiadzie przy
komputerze,
moze sie zmieni - ja w to nie wierze.
Morskim wiatrem - co chwile innym,
moja siostra, czlowiekiem dziwnym.
W kacie czasem tylko lza poleci,
niezauwazona wsrod snieznej zamieci.
Tule sie wciaz sama do siebie
dobrze wiedzac, ze nic nie zmienie.
Za godzine jedna razem usiadziemy,
usmiechnieci wspolnie cos zjemy.
Codziennie siedze w kacie, potem kolacje
jem,
kazdego dnia doswiadczam, ze zycie to nie
sen.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.