Doskonałość potwierdzona
Ja do jednego ciągle zmierzam,
Doskonałości potwierdzonej.
Pragnę obudzić w sobie zwierza,
I nim doświadczyć własną żonę.
Niechaj poczuje oddech głuszy,
Lęk dzikiej puszczy ją omami.
Potem serduszko strachem wzruszy,
Aż zostaniemy tylko sami.
Ja niczym tarzan zwiążę liny,
Odgłos wydalę z ciała środka.
Potem wyruszę do dziewczyny,
By ją jak zawsze szybko spotkać.
To takie dzikie zmysłów granie ,
Prostackie też tworzenie słowa.
Lecz mimo wszystko pozostanie,
Tak pragnę głupią część zachowa.
Mogą mi mówić mądrzy w słowie,
Że mam inaczej składać zdania.
Niech mi to ktoś w twarz raczej powie,
Wówczas obiję szczerze drania.
Dzisiaj to ciszy się domagam,
Nad moim grobem wierszowanym.
Nie tu zalegać ma uwaga,
Choćbym pozostał mało znanym.
Nawet, jeżeli komu, po co,
Durne uwagi, komentarze.
Za takie rzeczy ni ozłocą,
Nagród nie dadzą twórcy w darze.
Zacząłem wiersz o zwykłej treści,
Chciałem pociągnąć dramatycznie.
Wyszło…, nie będę tu się pieścić,
Normalnie, czyli idiotycznie.
Ktoś zauważył, wyśmiał dzieło,
Porównał do pisarzy świętych.
Choć u nich też tak się zaczęło,
Zanim ten został już przeklęty.
Ja do jednego ciągle zmierzam
Doskonałości potwierdzonej.
Pragnę obudzić w sobie zwierzam,
I tylko nim postraszyć żonę.
Komentarze (1)
Grandzie, tak fajnie zacząłeś:)) Nie zostawiłbyś
pierwszych czterech i... ostatniej zwrotki? Pozostałe
to jakby materiał na inny wierszyk.
Ps. Masz trochę literówek, nie chce mi się wymieniać,
poczytaj uważniej:))