Dotyk
dziś jeszcze pamiętam zapach słów twoich
tych pierwszych, świeżością beztroski
skropionych
ten dzień lipcowy w zwyczajność się
stroił
lecz ktoś zdecydował, że nie będzie
stracony
woń pytań kwitnących wtargnęła przez
okna
zastała mnie w domu, gdy piłem piosenkę
owity słońcem zapragnąłem cię spotkać
w nadziei na jutro wyciągnąłem swą rękę
dzień później ujrzałem cudowne twe myśli
źrenice w bezruchu łykały ich postać
tak niczym marzenia pragnące się ziścić
i pewność gdy pytam: pozwolisz tu
zostać?
dane mi było podziwiać ich smukłość
tak były piękne, płynęły w pokoju
dało się dostrzec ich nieziemską lekkość
stworzyłem z nich szybko szkatułkę
spokoju
w niedzielę natomiast zbudziła mnie
pieśń
mlecznym spojrzeniem zmierzyłem swój
czas
z mych powiek sen spędził niebiański
śpiew
to właśnie twój głos zapragnął nas
chełpiłem się wierszem płynącym z twych
ust
chwytałem dźwięki kruszące mój świat
wreszcie przebyły największy most
sycącym nektarem wypełnił się kwiat
niczego nie świadom, nie pragnąc nic
więcej
dostałem twój owoc, soczysty i twardy
ugryzłem chciwie łykając czym prędzej
smakował jak wiecznych kochanków żarty
nim więcej go zjadam, tym mniej go ubywa
tak go stworzyłaś aniołku kochany
znów jestem głodny, więc na chwilę
wybacz
mój umysł chce spijać sok ten rozlany
odpowiedz mi zatem na jedno pytanie
czego nam jeszcze brakuje Kochanie..?
Dla Ciebie Aniu...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.