W drodze do głębi
Mówiłeś – Wypłyń na głębię
zrozumiałem już dawno
– codzienność to tylko kałuża żyć zaś
trzeba w oceanie.
… lecz zrozumiałem też zasmucony
– nie umiem pływać.
Trwałem tak na brzegu codzienności jak
wielu innych
wpatrzony w niezgłębioną przestrzeń
oceanu…
i choć nie raz mogłem ją dotknąć dłonią
nie mogłem uwierzyć że naprawdę
istnieje.
Wtem Początek upomniał się o Ciebie
I stała się rzecz przedziwna
- głębia zalała nasze oczy.
Byliśmy świadkami cudu:
pierwszy raz w historii
ziemia przestała udawać że jest kulą
i przyznała się jakby zawstydzona
że jest tylko odwróconym stożkiem
a wszystkie jej punkty stanowią jedność.
Ty zaś byłeś ostrym zwieńczeniem
- na nim trzymał się ciężar bryły:
ten ludzki ciężar wiary,
w świecie w którym wszystko jest utkane
kłamstwem.
Zaczęły płynąć łzy po spirali
aż do Ciebie…
tak że ciężar na twych barkach stał się
jeszcze większy.
Wiedziałeś że to już koniec - prosty
porządek rzeczy:
gdy już przestaniesz stanowić podporę
stożek, co był niegdyś kulą, załamie się
pod własnym ciężarem
i zwinie się w koło.
Tak…przywróciłeś porządek rzeczy
zgodnie ze swym posłaniem, danym przez
początek.
Wystarczy spojrzeć
by zobaczyć jak stulecia upadają
znów usta mówią do ust
a dłoń chwyta dłoń
znów serce tam gdzie jego miejsce
przy drugim sercu,
znów to co pogardzane
zostało wyniesione.
Wiem już, co to wiara…nauczyłeś
mnie.
I wiem też, co to nadzieja..
– widzę patrząc w przyszłość
jak koło powoli staje się kulą
lecz tym razem
miłość będzie tam gdzie być powinna
od samego Początku – na powierzchni
i w środku…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.