Drogą do krawędzi
Żniwiarza oblubienica we mnie drzemie.
Samotnością zwie ją me doświadczenie,
Drogą w stronę cieni, drogą wprost do
ziemi.
Od morza zniechęcenia, przez pustynie
zwątpienia,
Po słodką chęc życia zakończenia.
Gubię się zmęczony wśród kurhanów
cierpienia,
Szukając po omacku, jak ślepiec,
przeznaczenia.
Samotny wśród krzyży życia mego
nieszczęsnego,
Głowę odchylam w nadziei, że usłyszę
wołanie o mą duszę.
Lecz ciszy, cisza odpowiada-daleka jeszcze
ma zagłada.
Z krawędzi umysłu skoczy pragnę.
To jedyna rzecz którą wiem naprawdę.
Reszta jest milczeniem, zapomnianym
wspomnieniem.
Bez żalu , bez łzy jednej opuszczę me życie
nędzne...
Krokiem niezachwianym przekraczam
krawędź.
Przyjaciołom,którzy zawsze są blisko mnie gdy jest mi źle.Gdyby nie Wy już dawno by mnie tu nie było.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.