Dwa kłosy
Nam...
Dwa kłosy samotnie rosły na polu
Rodziły się ,wzrastały..
Każdy na innym końcu stołu
Jeden wyciągał się ku drugiemu lecz tamten
go nie zauważał.
Odchylał się,uginał i na nic nie
zważał..
Wtem wiatr przychylny przybył i miłość mu
pokazał.
Skąd przybył? Nikomu nie zdradzał..
Kłosa powieki rozchylając drogę do
szczęścia pokazał,
Więc podniósł się kłos,
w stronę Słońca spojrzał...
Promienie wskazały mu przyjaciela dlaczego
tak późno do tego dojrzał?!
Rósł w cieniu,w bagnie,w kamiennym
westchnieniu..
Zaistnieć nie pozwolił w swoim sercu
drugiemu...
Żadnemu...
Ale gdy już zrozumiał za błędy swoje
przeprosił.
Już nigdy tak samo głowy nie podnisił.
Od tamtej pory dwa kłosy razem rosną na
polu, na ścieżcze marzeń.
Ruszyli przy księżycowej krainie..
przez kociątkowo jego wyżyn doliny..
Doszli do mrówkowa w siebie zapatrzeni..
zaspy śniegowe pokonali..
I chociaż zimno było..
oni się nie bali..
Bo ogrzewało ich to co sobie wzajemnie
dali..
Miłość wieczną..
Której żaden człowiek,kombajn
,ani wicher nie oddali.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.