Dziecko poranka
Długie palce mroku gładzą moją twarz,
po której pełzają jasne zwidy gwiazd i
księżyca,
upiorna cisza wdziera się aż do mózgu
i budzi wyrzuty, tworzy koszmary...
Komar, nocny marek,
lśniącymi skrzydłami wybija srebrne sekundy
snu,
snu, który już nigdy nie nadejdzie...
Ćma przypalonymi skrzydłami wymiata kurz
wspomnień,
wzbija go, kłębi i podsyca obłędem
...aż wszystko ucicha...
Jutrzenka w świetlistej szacie miotełką
dziecięcej ufności
strzepuje nocny proch,
ociera skrzepłą łzę,
przemywa rosą wąwozy trosk i ran
mglanymi palcami otwiera mi oczy
i daje nadzieję na lepszy dzień...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.