Dzień
Patrzę przez okno,
widzę dzień,
którego nie ma w żadnym kalandarzu.
Próbuje odczytać znaki czasu,
cofnąć godziny wyznaczone bólem.
Czekam na cud.
A czyste niebo nie daje szans.
Inność wisi w powietrzu
i wchodzi we mne,
choć ja nie zapraszam.
Przemierzam wzrokiem
wakacyjne szlaki.
Stradam zmysły
przy akompaniamencie wiatru.
Nie widzę przyszłości.
Teraźniejszość się oddala.
Przeszłość nawiedza każdego dnia.
I tylko śpiew miłości
pod każdą postacią
może mnie uratować.
Skąd ją wziąć pytam.
Jeszcze nie wszystkie drogi przebyte.
Jest szansa, że ją odnajdę
w ciszy wschodzącego słońca.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.