Dzień, w którym pękło niebo
Śmiała się zawsze i kochała kwiaty,
Bawiła się z kotem, który był kudłaty,
Teraz widzi ściany szare, odrapane,
Jest w szpitalu, płacze, nie rozumie
tego,
Jak się stało tak nagle, jak doszło do
tego.
Wycięli jej narządy.
Po co?
Bo tak trzeba.
Już nie widzi parku ani swego drzewa,
Które całowała gdy biegła nad rzekę,
Gdy poiła ptaki i sasanki leśne.
Cierpi męki, samotność, nie wie co się
dzieje,
Gdzie jest mama, tata i jej przyjaciele.
Gdzie dom, gdzie łóżeczko,
Gdzie babcia i dziadek,
Gdzie pościel- ta w serduszka
I brat starszy- Radek.
A lekarze mówią
"Tak trzeba, nie szkodzi
Będzie dobrze, wytniemy, w końcu się
zagoi"
A Bóg patrzy sam z góry,
Płacze i tak pyta
"Czy to do was należy odbieranie życia?
Czy to wasze zadanie robić cud na siłę?
Czy wy decydujecie kto umiera, kto żyje?
Lecz oni nie słyszą, nie widzą nikogo,
Tylko ona malutka swą opartą głową,
Patrzy w dal
Tam do góry
I nagle dostrzega,
Że Bóg umarł i pękło naraz całe niebo.
dla małej ASHLEY...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.