Ekshibicjonizm
A zaczęło się od zwykłego wróbla,
Co ćwierkał niezwyczajnie.
Tak mało
jednostajnie………..
Że nawet pochowane w tygodniowych kopertach
motyle,
(nie jest ich aż tyle)
uwalniać się zaczęły w każdy
poniedziałek.
A później ogromne, fiołkowe irysy…jak
kule,
Wrzuciły dreszcz za
koszule……
Że lodówka, w której pod koniec miesiąca
Światła tylko najwięcej-
Przestała łapać za serce.
I te brylantowe błyski wieczorne,
W latarniach złapane…
Jakieś bardziej zwariowane…
Że już nie drażniły niebieskie ptaki,
Czerpiące wodę zapomnienia w bramie.
(choć należy się im szturchaniec)
A kot piwniczny liżący łapę czarną,
Zamiauczał po polsku nad swą dolą marną.
Aż podwórko stało się tak szare, że aż
czarodziejskie.
Z wielką po środku kałużą ,
po rozstaniu z burzą.
A kiedy różowy szal nocnej pani,
Żegnając słońce,
musnął me spoglądanie-cała już byłam
kochaniem.
Przyszedł wieczór soczysty nadzieją
Na radosny poranek.
Kocham na przekór sobie ten kraj,
Mój Polski Boże, mój Panie.
Pani Serwisowa rzuciła spojrzenie
wymowne:
No nie!
Ależ to nietaktowne!
A feeee!
(odchylając najmniejszy palec prawej
dłoni,
podczas picia poobiedniej kawy,
w pomieszczeniu zwanym
,,salonik’’)
:)
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.