Elegia o motylu
Ze szczytu drzew upada planeta
Lądując na liściastych cmentarzach
W których niejedna dusza zaśnięta
Wędruje po krainie pełnej rozważań
Można współczesną nadzieją drązyć
czasoprzestrzeń
Która jak kropla deszczu-z nieba upada
i chcesz z nią rozmawiać jak z
powietrzem
Nadstawiasz ucha -lecz ona nic nie
odpowiada
Chcesz skarcić biegnący czas
Który biegnie w twoich butach
I podpala bijących serc pogodny las
W którym płonie rana kłuta
I przekomarzasz się cicho jak kaleki
motyl
Który pragnie unikać światła
Co zabralo skrzydła jego złote
Z którymi po planszy świata latał
I usycha motyl w pewnej chwili drżącej
Ukamienowany ciężkimi promieniami słońca
I ogląda świetlistości płomienie
strzelające
Które przynoszą początek jego końca.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.