W galerii żywiołów
pierwsza sala
lodem zdobione obrazy
krzyczą chłodem
i brakiem światłocienia
koneserzy piękna próbują się go doszukać
wodzą wygłodniałym sztuki wzrokiem
od ramy do ramy
druga sala
wielkie drewniane zegary
te bezduszne
które kradną czas szczęśliwym
już topią wskazówki
w ogniu wybawczym
sprowadzającym wszystko do garstki
popiołu
trzecia sala
to mój pokój
wielkie łóżko
szklany stolik
na półkach meblościanki słonie z
porcelany
wszystko otulone wiatrem niemiłosiernym
ja skulona w kąciku
zamarzam i płonę na przemian
w zwolnionym tempie odliczam marzenia
które już nie zdążą się spełnić
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.