Gdy sam...
ulica jest jak rzeka
co podmywa słabe brzegi
ucina szarością grube korzenie
zabłąkany wróbel
nie ma więc kolegi
na którym by usiadł
i ukrył w liściach spojrzenie
wiatr błądzi stale
szuka nowej kochanki
bawi się swą siłą
unosząc żądz chustę zbyteczną
w tym karnawale
i choć mętna woda
zaspana burzą
kłóci się z błotem
czyja jest ta twarz?
padnięta w kałużę...
to nie zmieszasz rzeczywistości
kuchennym robotem
nie otulisz się oknem
siedząc sam
w promiennym biurze
a otarta łza
igra z twoją niemocą
jest silniejsza o te troski twoje
i znoje codzienne
zbierane skrupulatnie pod rzęsą
tylko postura twa
zamykając oczy senne
staje się nieba nocą
piękna rzecz widziec uczniow w mundurkach! ;)
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.