Gdzie kończy się czas
I w słońcu skąpany
stanął nad zegarem
na skale wiary
laską podparty
Na morzu podziwiał huczące bałwany
Na niebie widział
obłoki rozmaite
Lecz ciągle przed oczyma
stawała jedna chwila
ten jeden moment ulotny
Lecz on jakby w próżni poza czasem się
zatrzymał
wsród pustki dzikiej
tajemnej samotni
W trudzie wspomnienia
i w znoju pamięci
Łza z kroplą potu zmieszana
powoli opada
a temu opadnieciu nic nie przeszkadza nie
wzbrania
I płyną godziny
wciąż huczą bałwany
A on tam stoi-
motyl zaklęty
W walce ze sobą może pokonany
Jak kwiat nadłamany
oddechem się męczy
I szuka uśmiechu
cud bo go znajduje
i nie jest nikły jak rosa poranna
Ten uśmiech jest bardziej jak narodziny
i kończy się walka
zaczyna się walka
I poszedł do przodu z lekkim
westchnieniem
Wszedł między huczące bałwany
I stał się tam ich uspokojeniem
ten cudnym słońcem skąpany
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.